Wspomnienia Czesława Grądzkiego

Urodziłem się dnia 24 lipca 1909 roku w Pabianicach. Rodzice moi byli pochodzenia chłopskiego i początkowo mieszkali na wsi,  jednakże z powodu licznego rodzeństwa nie mogli utrzymać się z pracy na roli i musieli przenieść się do miasta w poszukiwaniu pracy i chleba. Zamieszkali w Pabianicach. Dziadek był najpierw robotnikiem rolnym we dworze w Sędziejowicach, a następnie przeniósł się na wydzierżawione od dworu dziesięciomorgowe gospodarstwo. Za wydzierżawioną ziemię musiał wraz z babką odrabiać dniówki we dworze. Pracował więc jednocześnie we dworze i w swoim gospodarstwie, utrzymując rodzinę liczącą sześcioro dzieci.

W 1914 roku, po wybuchu I wojny światowej, rodzice moi zostali pozbawieni pracy w mieście i przenieśli się na wieś do dziadka, który dał im dwie morgi ziemi pod uprawę. W zamian za to musieli obrabiać dziadkowi pozostałe osiem mórg ziemi. Sam dziadek był już stary i nie mógł pracować. Zamieszkaliśmy więc u dziadka w Sędziejowicach. Mieszkanie dziadka składało się z jednej izby, do której wchodziło się przez sień. Z sieni jedne drzwi wiodły do izby, drugie do obory, która wraz z mieszkaniem znajdowała się w jednym budynku. W oborze stała jedna krowa, koń, dwie świnie i kury. Była również stodoła. Ojciec dostawił szopę do domu mieszkalnego, którą obrzucił gliną i tam mieszkaliśmy - rodzice, ja i młodszy ode mnie o 2 lata brat.
Prócz ojca przeprowadziły się z miasta jego dwie zamężne siostry, których mężowie poszli do wojska. Z braku pracy i wyżywienia musiały wraz z dziećmi przyjść na wieś do dziadka. One też zajęły szopy przy stodole, obrzuciły je gliną, założyły małe okienka i zamieszkiwały w nich. Nocą, gdy dzieci spały, ciotki szły w pole, by ukraść kartofli, względnie co się dało, by jakoś przeżyć wojnę, zanim wrócą mężowie. Szły też do roboty we dworze lub do bogatszych chłopów, byle tylko zarobić pieniędzy i wyżywić dzieci. Czytaj więcej...

Święto ludowe w 1937 r.

Czesław Grądzki - wspomnienia

  • "Latem czas schodził szybko, ale gorzej było w okresie zimowym, toteż wszyscy gromadzili się w izbie u dziadka, w której palono w dużym piecu i grzano się jego ciepłem. Pamiętam jak w te długie zimowe wieczory dziadek wzywał mojego ojca, samouka, dawał mu gazetę “Świąteczną”, ażeby czytał na głos."
  • "Gazeta was nauczy rozumu i nie będzieta ślepi jak do tej pory jesteście, bo nie wiecie co się w kraju i na świecie dzieje — mówił dziadek. Sąsiedzi schodzili się do niego przez całą zimie i słuchali chciwie, co za wiadomości przynosi im gazeta, po czym opowiadali je innym, uważając się za mądrzejszych."
  • "Ciężkie to były czasy na wsi. Odzieży nie nosiło się kupowanej tylko samodziały zrobione z płótna. Bielizna, również uszyta z płótna, była ostra i szorstka. Ubranie codzienne, uszyte z płótna, ufarbowane było przeważnie na kolor czarny lub granatowy. "Kupne" zakładało się tylko do ślubu i potem nieużywane trzymano do śmierci."
  • "Wielka radość zapanowała w izbie. Dziadek kazał babce wyciągnąć wszystko, co miała najlepszego w komorze. Najedliśmy się wtedy do syta i do dziś pamiętam ten wieczór. Na drugi dzień od samego rana pełno było sąsiadów, którzy przychodzili do ojca, ażeby im odczytał ulotkę i radowali się wszyscy, że będą zjednoczeni w jednej wielkiej ojczyźnie."
  • "W tym czasie w lutym 1919 r. nastąpiły zmiany w gospodarce dziadka. Przyszedł z wojska najmłodszy syn dziadka, osiadł na gospodarstwie i ojciec zmuszony był szukać pracy w mieście, bo na gospodarstwie nie mogliśmy się utrzymać. Była jeszcze zima, gdy ojciec wynajął mieszkanie w Pabianicach..."
  • "Było nas dwoje dzieci, ja miałem wówczas 10 a młodszy brat 8 lat. Trzydziestokilometrowa podróż zimą na wozie podczas przeprowadzki do miasta dała nam się odczuć. Ja zachorowałem na zapalenie nerek, a brat na zapalenie płuc. Brat pozbawiony należytej opieki lekarskiej zmarł po półrocznej chorobie..."
  • "Po zawinięciu mnie w płachtę doznałem uczucia, że za chwilę umrę. Stało się jednak inaczej. Po 20 minutach odkryto mnie z pierzyny i odłożono płachtę, która cała parowała potem. Wykręcono płachtę i jeszcze raz mnie nią owinięto. Po piętnastu minutach odjęto ją znowu i zawinięto mnie w suchą płachtę."
  • "Nadszedł wrzesień a z nim nowy rok szkolny. Ojciec zaprowadził mnie do szkoły powszechnej, do której zostałem przyjęty i rozpocząłem naukę. Miałem wówczas 10 lat. W tym czasie warunki życia były jeszcze ciężkie. Zarobki były małe, odczuwało się brak żywności, odzieży, obuwia."
  • "W roku 1927 rozpoczęto budowę szkoły rolniczej w Sędziejowicach, której pole graniczyło z gospodarką mego ojca. Poszedłem do pracy przy budowie jako robotnik fizyczny. Miałem wówczas 18 lat. Ciężka to była dla mnie praca, ale cóż miałem robić, innej nie było."